Serwis używa cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Zapoznaj się z polityką prywatności.
zamknij   

szukaj

2022-02-02 16:07:31

Jak Piorun z jasnego nieba. Polskie wsparcie dla Ukrainy

     Tylko pobieżne zainteresowanie się aktywnością rosyjskich sił zbrojnych ukierunkowanej na Ukrainę wskazuje, że mamy do czynienia z bezprecedensową mobilizacją i ryzykiem wybuchu dużego konfliktu zbrojnego w Europie. Jego skutki mogą być fatalne dla bezpieczeństwa Polski, dla której prozachodnia Ukraina także jest mnożnikiem zdolności militarnych w regionie, nawet jeśli nie należy do NATO. Zachodnie elity i szerzej społeczność, odrzuciły żądania Federacji Rosyjskiej zmierzające do faktycznego odtworzenia stref wpływów znanych w regionie sprzed lat czy wręcz kilku dekad, ale na szczęście Zachód wydatnie wspiera również Ukrainę.

Poligonowe odpalenie pocisku Grom, których zasoby, kompetencje użycia, eksploatacji i szkolenia, budowaliśmy w Siłach Zbrojnych RP przez ponad 20 lat.

 Polska przez wiele tygodni kryzysu nie uczestniczyła w materialnym wsparciu, ograniczając się do ogólnych deklaracji poparcia dla Kijowa. Można się zapewne zgodzić z argumentami, że pewnej powściągliwości wymaga przewodniczenie od tego roku OBWE – jednego z komunikacyjnych kanałów mogącego wesprzeć w odpowiednim momencie proces deeskalacji. Być może również w kręgach decyzyjnych Warszawy uznano, że po doświadczeniach z 2020 roku w Białorusi i zemsty na polskiej mniejszości oraz jej przedstawicielach, realne zdolności w pomaganiu Ukrainie i „głębię operacyjną do przyjęcia rosyjskiej wendety” mają Stany Zjednoczone oraz Wielka Brytania, ale nie my.

 Postrzeganie największego kraju w regionie, sąsiada Ukrainy, zmieniło się, kiedy Litwa, Łotwa i Estonia zapowiedziały przekazanie zagrożonym Ukraińcom posiadanych, wcale w nie tak dużej liczbie, nowoczesnych środków bojowych (przeciwpancerne Javelin, przeciwlotnicze Stinger). Na dodatek Niemcy, kraj o ogromnym potencjale, ale niekiedy karykaturalnym zachowaniu w sferze bezpieczeństwa, wręcz publicznie się podłożyły swoją zapowiedzią o wysłaniu pomocy w postaci 5 tysięcy hełmów, blokowaniu przy tym zgód na reeksport broni (vide estońskie haubice), czy nawet i wyjaśnionym szybko, ale jednak równie szerokim nieprzychylnym dla Berlina przekazem z przelotu brytyjskich samolotów transportujących broń dla Ukrainy i nadkładających drogi dla ominięcia niemieckiej przestrzeni powietrznej. Warszawa weszła więc do gry, walcząc tym samym o jej wizerunek i nowe formaty aktywności na arenie międzynarodowej, ale i wydatnie o wsparcie dla Kijowa.

 Pod koniec ubiegłego tygodnia stało się jasne, że Polska wesprze materiałem wojskowym Ukrainę. 31 stycznia br. szef BBN Paweł Soloch, podczas konferencji prasowej formalnie poinformował: zapadła decyzja o przekazaniu stronie ukraińskiej amunicji o charakterze defensywnym, amunicji, która ma służyć obronie, nie atakowi. Szczegóły miał ustalić szef MON w ramach swoich kontaktów ze stroną ukraińską, a zasięgi popularności zaczęły zdobywać komentarze: co oznaczać może definicja „uzbrojenia defensywnego”. Wskazywano na możliwość dostarczenia kilkudziesięciu tysięcy sztuk amunicji, co w takiej skali w Polsce można było uzyskać przede wszystkim przekazując amunicję małokalibrową (np. 7,62 mm), a w grupie artyleryjskiej produkowane w Polsce naboje do armat przeciwlotniczych ZU-23-2 kalibru 23 mm, równie popularne także w ukraińskiej armii. W grę oczywiście mogła także wchodzić (co także podnoszono) amunicja artyleryjska kalibrów 122 i 152 mm – ze względu na gabaryty raczej w mniejszości w całym proponowanym wolumenie. Za mało prawdopodobne należało zaś uznać, aby w pakiecie znajdowała się amunicja czołgowa kalibru 125 mm, bowiem takich zapasów w grupie amunicji efektywnej w zasadzie w Polsce nie posiadamy i temat ten stanowi wyzwanie przed samymi Siłami Zbrojnymi RP rozwijającymi pododdziały z T-72. Do kategorii „amunicja”, patrząc odważniej, można było także włączyć dostawy pocisków rakietowych kal. 122 mm przeznaczonych dla systemu BM-21 Grad (nawet w optymistycznym dla Ukrainy wariancie Feniks o wydłużonym do 30-40 km zasięgu) – chociaż trudno byłoby taką dostawą argumentować, że przekazano środki „defensywne”. Oczywiście piszący te słowa nie przyjmuje za właściwe posługiwanie się przy uzbrojeniu dodatkiem „defensywne”, bowiem te zależy od rodzaju prowadzonych działań bojowych: przede wszystkim natarcia i obrony. Faktem jest, że tego rodzaju „poprawność” w stosunku do Ukrainy i napięć z Rosją występuje wręcz powszechnie i nie tylko w Polsce.

  W godzinach porannych, 1 lutego, zapytany przed wylotem do Ukrainy premier Mateusz Morawiecki przybliżył zaproponowany pakiet, a powtórzył go już podczas wizyty w Kijowie, że jesteśmy również gotowi w ramach wsparcia przekazać Ukrainie kilkadziesiąt tysięcy sztuk pocisków i amunicji artyleryjskiej, zestawy pocisków przeciwlotniczych Grom, lekkie moździerze, drony rozpoznawcze i innego rodzaju broń o charakterze obronnym. Wówczas to, głównie za sprawą zaawansowanych systemów przeciwlotniczych,Polska z rozpędem weszła do grupy kilku państw, które realnie wspierają lub deklarują istotne wsparcie sprzętowe dla ukraińskiej armii. Wieczorem, na Twitterze, stawkę podbił minister Mariusz Błaszczak pisząc: Rada Ministrów przyjęła na mój wniosek uchwałę w sprawie pomocy Ukrainie. Przekażemy najnowocześniejszy polski sprzęt - przenośne przeciwlotnicze zestawy rakietowe Piorun oraz amunicję.

 Nie negujmy zasadności wsparcia w postaci amunicji artyleryjskiej, nawet jeśli mowa o kalibrze „ledwie” 23 mm. Amunicji brakowało ukraińskiej armii szczególnie w trudnych dla niej i aktywnych bojowo miesiącach 2014 i 2015 roku. Na dodatek, w ostatnich latach co rusz w Ukrainie eksplodowały składy amunicji, a jest wysoce prawdopodobne, że jeśli konflikt rosyjsko-ukraiński nabierze nowej energii, wybuchać będą również kolejne. Polskie wsparcie amunicyjne bardziej jednak traktujmy jako zmaterializowany sygnał solidarności, niż realny wzrost możliwości dla Ukraińców. Oczywiście, jeśli w Ukrainie znajdzie się amunicja ze stosunkowo nowej produkcji, wzrasta jej niezawodność, szczególnie wobec tej składowanej w różnych warunkach od czasów sowieckich. Jednak kolejne dziesiątki tysięcy pocisków czy nabojów, biorąc pod uwagę najbardziej prawdopodobny wariant – dynamiczny – dla ewentualnej rosyjskiej operacji wojskowej (destabilizującą rolę pełni już zajęty przez tzw. rebeliantów Donbas), mogą w trakcie działań nie być w ogóle użyte, ani nawet znaleźć się w pobliżu stanowisk ogniowych ukraińskich dział i działek. Pakiet amunicyjny określmy mianem podstawowego, czy obowiązkowego, ale dalej jest już lepiej.

  Interesujące, czy temat lekkich moździerzy (wchodzić w grę może kaliber 60 mm) zostanie faktycznie podjęty przez Ukraińców. Przed 2014 rokiem taki środek ogniowy, zwykle ulokowany na szczeblu kompanii (jak w Polsce), nie był tam użytkowany. Opracowano potem własne systemy w tym kalibrze, specyfika Donbasu wskazywała na taką potrzebę jako elementu wzmocnienia punktów oporu na linii styczności wojsk, ale szerzej na pewno lekki moździerz kal. 60 mm nie zostałwprowadzony. Ukraina jednak rozbudowuje obronę terytorialną, zapowiedziano rozwinięcie armii zawodowej wręcz o 100 tysięcy żołnierzy w ciągu trzech lat. Pomijając możliwości do takiego przyrostu, bazując tylko na tych planach, Ukraina może być zainteresowana właśnie takim moździerzowym wsparciem, z racji otwierających się u niej ogromnych potrzeb. W takim wypadku lekkie moździerze stanowią perspektywiczne wzmocnienie ukraińskiej armii. Moździerz kal. 60 mm jest stosunkowo prostym środkiem ogniowym, łatwym do wdrożenia i przeszkolenia obsług, pozwalającym na zapewnienie własnego wsparcia artyleryjskiego już w pododdziałach niskiego szczebla. Obecnie Wojsko Polskie (pomijając importowane Antos) posiadać powinno głównie około 500 starszych moździerzy LM-60D oraz prawie 800 egzemplarzy zdecydowanie nowszych, zamówionych w końcu 2018 roku dla Wojsk OT i już dostarczonych moździerzy LMP-2017. Z powyższego widać, że mamy realnie zasoby, aby w całkiem dużej liczbie przekazać Ukrainie środek ogniowy kal. 60 mm wytwarzany wraz z amunicją w Polsce (spółki ZM Tarnów i Dezamet), jeśli będzie takie życzenie nawet w krótkich terminach.

 Równie ciekawy jest przypadek „dronów rozpoznawczych”. W zasadzie w grę wchodzą użytkowane w pułkach artylerii, czy przede wszystkim w Wojskach OT, powietrzne bezzałogowce FlyEye. To o tyle sensowne i możliwe do szybkiego skonsumowania, bowiem Ukraińcy od lat z powodzeniem wykorzystuję te statki powietrzne opracowane w Grupie WB. Propozycja ich wpisu do „listy ukraińskiej” może budzić jednak zastrzeżenia, bowiem FlyEye jest deficytowym środkiem w Wojsku Polskim, jak zresztą każdy bezzałogowiec, a zdarzenia z ostatnich kilku miesięcy 2021 roku pokazują – jakim są przydatnym, wręcz kluczowym narzędziem w dozorze polsko-białoruskiej strefy przygranicznej. W ciągu kilku miesięcy zespoły FlyEye należące do WOT i wykonujące swoje zadania na wschodzie Polski miały na koncie większy nalot, niż w całym 2020 roku. Zadanie przekazania FlyEye wydaje się w praktyce wykonalne, jeśli będzie zainteresowanie i taka decyzja Kijowa, nawet jeśli wymagane będą odpowiednie zgody od producenta, ale mowa o polskim przecież podmiocie oraz ważnym dla niego zarówno pierwszym jak i wtórnym użytkowniku.

  Z kolei przekazanie Ukrainie przenośnych, przeciwlotniczych zestawów rakietowych było oczekiwane, a nawet przez ekspertów wręcz pożądane. Gromko w tych oczekiwaniach wymieniano jednak zestawy Grom. Temat eksportu systemów tej klasy dla wojskowych decydentów zawsze był wrażliwy, ale niejednokrotnie miał miejsce w ostatnich dwóch dekadach. By wymienić te najbardziej oczywiste jak Indonezja, Gruzja, Litwa, czy nawet Stany Zjednoczone (tylko w latach 2016-2019 zakupiły blisko 140 Gromów, nawet jeśli jedynie do testów, to jak widać bardzo intensywnych). Grom niestety znany jest także stronie rosyjskiej, głównie za sprawą zdobyczy wojennych uzyskanych w Gruzji, które następnie odnajdywane miały być choćby na terenach objętej walkami wschodniej Ukrainy. Grom to szeroko produkowany przez Mesko/Telesystem środek bojowy, raptem kilka tygodni temu PGZ informowała o wyprodukowaniu pocisku numer 3000. System jest oczywiście powszechny w polskiej armii, bowiem jeśli brać pod uwagę tylko czternaście polskich brygad (pancerne/zmechanizowane/aeromobilne) – etatowo powinno w nich znajdować się ok. 380 mechanizmów startowych tylko do przenośnych zestawów. Samych pocisków nawet kilka razy więcej. A to przecież nie wszystko, wyrzutnie Grom są na zestawach artyleryjsko-rakietowych ZU-23-2KG, Pilica, ZSU-23-4MP Biała, rakietowych Poprad, w pułkach przeciwlotniczych, pułkach artylerii, brygadach logistycznych, bazach lotniczych itp. itd. To ogromne i budowane przez 20 lat zasoby. Opór wojskowych przy dzieleniu się tak newralgicznym środkiem bojowym (ochrona stanu posiadania i technologii) mógł być skruszony, bowiem chyba przełamano w końcu technologiczno-produkcyjny impas i wprowadzany jest już jego następca – zestaw Piorun. Za możliwością eksportu zestawów Grom przemawia produkcja i zakupy prowadzone w różnych konfiguracjach już od połowy lat 90., przechowywane pociski także mają określony resurs, podlegały modyfikacjom, a same dostawy w strefę potencjalnego konfliktu w Ukrainie można tak systemowo skonfigurować, aby wzmocnić Ukrainę, nie tworząc nawet dużych kosztów dla Sił Zbrojnych RP (kluczem jest wzmocnienie ukraińskiej armii na najbliższe tygodnie i bezpieczne przeczekanie zimowej koncentracji rosyjskiej armii).

 Dla strony polskiej, przede wszystkim tej rządowej, przekazanie zestawów przeciwlotniczych stawiałoby nasz kraj w pojawiających się przekazach na równi ze wsparciem amerykańskim, brytyjskim, czy małych republik nadbałtyckich, a nawet stanowiłoby mocny prztyczek dla wspomnianych Niemiec. Patrząc zaś z perspektywy operacyjnej, po wzmocnieniach zdolności do obrony przeciwpancernej armii ukraińskiej przez Amerykanów (do jesieni 2021 roku wiadomo o blisko 80 wyrzutniach i 550 pociskach Javelin, transporty nawet z ostatnich dni istotnie zwiększają te liczby), a przede wszystkim ich poszerzeniu przez Brytyjczyków (przeprowadzony w drugiej połowie stycznia br. most powietrzny i przerzut – padają różne liczby – 2000 zaawansowanych granatników NLAW), zabezpieczenie obszaru walki o domenę powietrzną jawi się równie jako niezbędne.

 Polska, jako jeden z nielicznych członków NATO, ma możliwości wypełnić tę lukę i dobrze się stało, że z wykonawczym poślizgiem, ale jest gotowa to zrobić. Oczywiście możliwy do uzyskania efekt operacyjny w dużej mierze zależy od szybkości i skali polskiego zaangażowania, ale już dostawy na poziomie przynajmniej 100-200 mechanizmów startowych plus odpowiednia liczba pocisków (np. 200-400), stanowiłyby mocny booster w zdolnościach przeciwlotniczych pododdziałów ukraińskich w próbie kontroli przestrzeni powietrznej na niskich wysokościach (do 3500 m) i odległościach (do 5500 m). Nawet biorąc pod uwagę, że znane są Rosjanom charakterystyki pracy głowicy samonaprowadzającej pocisku Grom, przy możliwie zmniejszonym prawdopodobieństwie trafienia celu jedną rakietą (w typowych warunkach i przy braku zakłóceń wynosić ma niewiele ponad 50%, przy dwóch rakietach ok. 80%), polski „podarek” mógłby być istotnym kalkulatorem w ocenie potencjalnych strat i co może ważniejsze, dezorganizacji rosyjskiego planu operacyjnego prowadzonego przez lotnictwo taktyczne (samoloty wykonujące wsparcie wojsk własnych) i armijne (śmigłowce). Ręczne zestawy są o tyle istotnym uzbrojeniem, bowiem rosyjskie lotnictwo taktyczne, w dużej operacji wojskowej, nie może pozwolić sobie na tak szerokie zastosowanie uzbrojenia kierowanego i stand-off - jak jego odpowiednik zachodni – tym samym częściej znajdzie się w zasięgu skutecznego wykorzystania ręcznych wyrzutni. Dlatego pochodzący ze stosunkowo nowej produkcji Grom, prosty w obsłudze (naprowadzanie aktywne na podczerwień, klasa wystrzel i zapomnij), którego filozofia konstrukcji znana jest choćby ze starszych, sowieckich zestawów rodziny Strzała czy Igła – z pewnością byłby dużym i pożądanym wzmocnieniem zdolności ukraińskich. Rakietowy kompleks złożony z różnych systemów, jak posowieckie, amerykańskie Stinger i polskie Gromna pewno stanowiłby dla Rosji wyzwanie. Tego rodzaju uzbrojenie daje duże możliwości operacyjne – także w budowie zasadzek przeciwlotniczych, nie bez powodu eksport ręcznych wyrzutni przeciwlotniczych traktowany jest jak handel uzbrojeniem strategicznym (obawy o dostanie się w niepowołane ręce). Oczywiście taką operację należałoby przeprowadzić niezwłocznie, w najbliższych dniach i wzorem brytyjskiego ekspresu, w dużym zakresie sprzętowym, nie zapominając o wsparciu w postaci doświadczonych instruktorów znających z praktyki wielokrotnych strzelań na poligonie Ustka słabe i mocne strony polskiego zestawu. 

Najnowszy polski przenośny rakietowy zestaw przeciwlotniczy Piorun. fot. Mariusz Cielma/Dziennik Zbrojny

 Wieczorem, także 1 lutego, szef MON Mariusz Błaszczak zapowiedział jednak i co wręcz może być uznane za „przebicie oferty” premiera (obserwując tzw. aferę mailową, nie można zakładać przejęzyczenia premiera, tym samym jego otoczenia, dobrze zorientowanego w ofercie i jakości produktów polskiego przemysłu obronnego), że na jego wniosek przekażemy Ukrainie najnowsze zestawy Piorun. Można sobie tylko wyobrazić miny wojskowych, którzy dotąd skutecznie i wielokrotnie (nie zawsze zasadnie, ale to inna historia) bronili polskich systemów uzbrojenia przed eksportem, wręcz składaniem ofert odbiorcom zagranicznym. Przekazać zamierzamy bowiem system dopiero wchodzący na uzbrojenie Wojska Polskiego, dla którego nie ma doświadczeń eksploatacyjnych i wyrobionych operacyjnych, dla którego nie wprowadzono szerzej urządzeń szkolno-treningowych (jak UST-1 dla Grom), który wojsko dziś zna zasadniczo z makiet gabarytowych. Chociaż Pioruny zamówiono w końcu 2016 roku, szerzej wprowadzono z dużym opóźnieniem i jednak problemami, a za kilka tygodni może pojawić się potrzeba ich modyfikacji, jeśli powtórzone zostaną losy gruzińskich Gromów. Trudno mówić także o polskich żołnierzach-mentorach we wprowadzaniu Pioruna do ukraińskiego użytkownika, w trybie pilnym przecież i od razu szerokim wachlarzem. Biorąc pod uwagę skalę dotychczasowych produkcyjnych dostaw, nie można wykluczyć, że partia Piorunów przewidzianych dla Ukraińców będzie skromna (kilkadziesiąt mechanizmów), co nawet przy efektywniejszej skuteczności jego pocisku nie wprowadzi pożądanego efektu – a tym ma być przynajmniej strach załogi statku powietrznego agresora informowanej przez systemy o odpalonych pociskach przeciwlotniczych. Niezależnie czy Stingera, Groma czy nawet Pioruna. Sama propozycja przekazania Piorunów ukraińskiej armii nie wydaje się praktyczna, może być ograniczona co do skali i tym samym oczekiwanego efektu operacyjnego, ryzykowna jest dla całego programu w Polsce. Dziwnie także wygląda zmiana narracji w ciągu jednego dnia u różnych, decyzyjnych aktorów polskiej sceny politycznej, gdzie z Gromów przeszliśmy na Pioruny, co jawi się niczym walka o miano „króla balu”.

 Od początku można było zakładać, biorąc pod uwagę niezbędne ekspresowe tempo dla programu wsparcia, że wygodnym tematem będzie amunicja, ale także moździerze, czy nawet zestawy Grom. Obrót tymi zapasami dosyć pewnie znajduje się w gestii państwa (spółki skarbu państwa i ewentualne zgody na przekazanie nowemu odbiorcy), problem jest z zaawansowanymi systemami i klauzulami przy uzbrojeniu zagranicznym. Spike-LR raczej tak szybko nie przekażemy, nawet jeśli będzie taka wola. Za dyskusyjne należy z kolei uznać z powodu skromnych zasobów przekazanie bezzałogowców FlyEye, a za kontrowersyjne, a może i szkodliwe – najnowszych Piorunów. Warto także odnotować, że otwarcie polskich władz w przypadku niektórych elementów polskiego sprzętu wojskowego czy uzbrojenia, może wzmocnić również deficytowy przy biurokracji impuls eksportowy, i to nie tylko ze strony samej Ukrainy. Interesujące zatem, co i jak się z tego zrealizuje.

Mariusz Cielma




Rejestracja

Funkcja chwilowo niedostępna

×

Logowanie

×

Kontakt

×
Bliżej polskich pocisków dla Homara-K

Bliżej polskich pocisków dla Homara-K

Kwestia wytwarzania w Polsce korygowanych pocisków rakietowych dla wyrzutni Homar-K (K239 Chunmoo) nabiera prędkości. Nie trzeba mocno udowadniać, ...

więcej polecanych artykułów